W prologu poznajemy główną bohaterkę, Lirr, w momencie, w którym zostaje wyłowiona przez piratów z morza, sama nie wie jak się tam znalazła i co tam robiła. Potem już po prologu mamy okazję się dowiedzieć, że mieszka w zamku u rodziny królewskiej w Ysborg, ale królowa, delikatnie mówiąc za nią nie przepada, ale za to znalazła tam sobie przyjaciół. Pewnego dnia zdrowie królowej podupada (jak moje haha) i Lirr jest zmuszona, żeby się dostać na tytułową Wyspę Mgieł po lekarstwo.
Właściwie to wszystko, co powinniście wiedzieć, w dużym skrócie. Chciałabym zacząć od fabuły i jej realizacji, ja osobiście nie doszukałam się żadnych błędów logicznych ani dziur, ale ich też nie szukałam, bo czerpałam przyjemność z książki i samej akcji. Szczerze myślałam, że akcja się potoczy trochę inaczej, ale nie narzekam, ponieważ bardzo mi się podobało. Pod koniec książki już nie chciałam uwierzyć, że to koniec, ale też jakoś 50 stron od końca nie myślałam jak może powstać kolejny tom, ponieważ jest to seria, a jednak się myliłam. Ostatnie strony dały mi tyle emocji, cieszę się, że nie czytałam jej publicznie, bo ludzie by się na mnie patrzyli jak na obłąkaną.
Styl pisania autorki jest bardzo, ale to bardzo lekki, przyjemny, pochłonęłam ponad połowę książki w ciągu jednego dnia. Nie mogłam czytać tylko po rozdziale na raz bo chciałam wiedzieć od razu co jest na następnej stronie, po prostu się wciągnęłam. Bardzo mnie bawiły w książce przekleństwa, nie przytoczę niestety żadnego, ale były komiczne.
Bohaterowie... ah. Nie polubiłam wszystkich, ale moja taka trójca to Milda - bardzo zabawna i ironiczna, Raiden - taka wersja polskiej fantastyki Jace z Darów Anioła i Ros - taki badass, której dużo nie było w tej książce, ale była świetna, szczególnie w rozdziale na tagu na początku książki. Lirr była mi neutralna, ale jednak bardziej na plus niż na minus, również to jak rozegrała ten rozdział na targu, był to chyba piąty, było to takie girl power i bardzo mi się ten rozdział podobał. Caela, czyli syna królowej, czyli crusha naszej Lirr nie lubię, bardzo mnie denerwował, właściwie jak jego matka.
Jeszcze dwa słowa o zakończeniu - jezu, co? Ostatnie strony mnie rozwaliły miałam zdziwioną minę i szeroko otwarte oczy, byłam podobna do zdziwionej emotikonki na facebooku (hahah). Ale dzięki zakończeniu przeczytam na milion procent kolejny tom, pani Mario - czekam!
Ogólnie książkę polecam ★★★★☆, jeżeli nie mieliście żadnej styczności z polską fantastyką, może być dobra na początek. LINK DO REGULAMINU
Buziaki, Monika
Cóż... ja polską fantastykę "ogarniam" dość dobrze [wiem, kto, co pisze mniej więcej, choć cały czas się ucze i nie znam wszystkiego], ale o tej pani raczej jeszcze nie słyszałam. W każdym razie jakoś mnie ta fabuła nie kręci, chociaż nie mówię nigdy "nie" - nigdy nie wiadomo, co mi w łapki wpadnie :D
OdpowiedzUsuńWłaśnie, nigdy nie mów nigdy. Sama się obawiam, ale jednak udało mi się i będę częściej sięgać po polskich autorów.
Usuń